W każdej dziedzinie zdolni przedsiębiorcy przenoszą amerykańskie rozwiązania na polski rynek. Amerykanie mają Facebooka, my mamy Naszą Klasę. Amerykanie mają Twittera, my Blipa. Amerykanie mają Kindle, my mamy eClicto.
Amerykanie mają InSpectres, my mamy DeDuchcję.
Zachęceni przytłaczającym sukcesem firmy rozprawiającej się z nadnaturalnymi istotami, zagrażającymi domom i urzędom, skrzyknęliście się w kilka osób i postanowiliście założyć DeDuchcję Sp.z o.o. - rodzimy klon amerykańskiej firmy, zajmujący się dokładnie tym samym - eksterminacją zagrożeń nie z tego świata. W końcu po męce rejestracji firmy w polskim urzędzie, nie straszne wampiry czy poltergeisty.
Wreszcie papiery zyskały odpowiednie pieczątki, wynajęte zostało biuro i wóz operacyjny, sekretarka siedzi już za nowoczesnym biurkiem, gazety wydrukowały wasze reklamy... Wszyscy siedzicie jak na szpilkach, czekając na pierwszy telefon, na pierwsze zlecenie.
Co nim będzie?
Sesja Kult - "Piekło tli się w nas"
Brat znanego lekarza popełnił samobójstwo
(The New York Sun, 12.10.1993)
Nad ranem w Mustangu zaparkowanym przed nieczynnym od wielu lat centrum handlowym w Bronksie znaleziono ciało młodego chirurga Mike`a Sullivana. Uznano, że popełnił on samobójstwo. W jego mieszkaniu znaleziono list pożegnalny. Wiadomo też, że miesiąc temu przeszedł burzliwe rozstanie z narzeczoną. Na podstawie wstępnych ustaleń wnioskowano, że również zawodowo Mike podlegał w ostatnim czasie dużej presji. Jego rozgoryczony ojciec Robert podczas rozmowy z przedstawicielami nowojorskiej policji oskarżył przełożonego Mike`a o mobbing i psychiczne pastwienie się nad synem. Robert Sullivan przyrzekł, że nie spocznie dopóty, dopóki szef działu chirurgii szpitala miejskiego nie stanie przed sądem. "Thomasie Kretzu, przyczyniłeś się do tej tragedii, masz na rękach krew mojego syna" - w tych słowach Sullivan odniósł się do rzekomego oprawcy. Martin - młodszy brat Mike`a, również chirurg pracujący w tym samym szpitalu - odmówił komentarza. Udało się nam jednak dotrzeć do bliskiego współpracownika Martina, który anonimowo udzielił wywiadu. "Martin jest załamany, w tragicznym stanie. Nie wiem co zamierza robić, ale na pewno nie wróci szybko do pracy. Ta wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Wszyscy jesteśmy w szoku. Będzie nam brakować Mike’a" - powiedział nasz rozmówca. Na wieść o tragedii żona Martina Alice - znana aktorka filmowa, która ma na koncie role w takich filmach jak "Przypadkowa Śmierć" czy "Nad Przepaścią" - niezwłocznie opuściła plan nowego filmu pod tytułem "Apostata" i prywatnym samolotem udała się do Nowego Jorku, aby towarzyszyć w trudnych chwilach swojemu mężowi. Przedstawiciel biura prasowego nowojorskiej policji nie odpowiedział na szczegółowe pytania dziennikarzy: "Postępowanie wyjaśniające jest w toku, to standardowa procedura. Dopóki nie będziemy dysponować potwierdzonymi wynikami badań toksykologicznych jak i dokładnymi rezultatami śledztwa nie można niczego przesądzać". Ze źródeł zbliżonych do wydziału śledczego prowadzącego postępowanie udało nam się jednak uzyskać informację, że wszystkie dowody wskazują na samobójstwo. Większego wpływu nie ma na to fakt, że kilka godzin po śmierci Mike`a na komisariat zgłosił się bezdomny. Zeznał, że na kilka chwil przed śmiercią Mike przebywał w towarzystwie kobiety. Jej personaliów nie udało się na razie ustalić. Należy brać pod uwagę, że ten wątek mógł zostać zmyślony.
D.I.O.T.B.
Dziennikarz, policjant, lekarz. Wszyscy dobrze znaliście Mike`a lub „Miętkiego”, jak zwykliście go przezywać za dawnych, szkolnych czasów. Cześć z was spotykała go codziennie w pracy, inni raz na kilka miesięcy. Bez względu jednak na to jak często go widywaliście, to gdy wasza paczka zebrała się do kupy nikogo nie brakowało do dobrej zabawy. Dziś spotykacie się na zwyczajowo urządzanym w takich okolicznościach przyjęciu żałobnym, organizowanym w rezydencji Sullivanów. Nadal nie jesteście w stanie uwierzyć, że wasz kumpel odebrał sobie życie. Zauważacie, że atmosfera na przyjęciu jest napięta. Robert Sullivan co chwilę pomstuje na Thomasa Kretza i byłą narzeczoną Mike`a. Alice próbuje go bezskutecznie uspokoić, natomiast Martin - zacząwszy drugą butelkę Jacka - co chwilę uśmiecha się do was gorzko, kiwając się na krześle w kącie sali. Teraz wasza kolej aby złożyć kondolencje.
W tym samym dniu, w którym zmarł Mike na dnie waszych dusz zaczęły kiełkować niespokojne, przerażające myśli. Nocami zaczęły nękać was surrealistyczne koszmary, których przesłanie jest dla was wielką zagadką. Na początku próbowaliście je tłumaczyć smutkiem, żałobą po zmarłym przyjacielu. Jednak niewytłumaczalny niepokój zamiast słabnąć z czasem stawał się coraz silniejszy. Skąd brały się te wizje w waszych umysłach? Dlaczego akurat teraz? Być może te wszystkie okropne obrazy, dźwięki, ulotne wrażenia, których nie potraficie rozszyfrować tkwiły w was cały czas uśpione na dnie podświadomości, czekając jedynie na odpowiedni moment, aby o sobie przypomnieć. Być może to piekło tliło się w was już od dawna by teraz wybuchnąć przerażającym płomieniem.
Nie pozostało wam nic innego jak stawić temu czoła!
Sesja Zew Cthulhu
Rok 1982, Zima. Do niewielkiej, przygranicznej osady Buk, nie dalej jak 60 kilometrów od Sanoka, zostaje skierowana jednostka terenowa Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej wspierana przez pracowników Departamentu II MSW PRL. Doniesienia mówią o agencie wrogiego wywiadu państw imperialistycznych
ukrywającego się w okolicznych wzgórzach. Miejscowa ludność wykazuje wrogość wobec władzy ludowej. Sam sekretarz KC oczekuje szybkiego i skutecznego rozwiązania sprawy.
Spakowałeś ekwipunek. Nie chcąc budzić żony ucałowałeś ją tylko na pożegnanie.
Nie zawiedziesz.
ukrywającego się w okolicznych wzgórzach. Miejscowa ludność wykazuje wrogość wobec władzy ludowej. Sam sekretarz KC oczekuje szybkiego i skutecznego rozwiązania sprawy.
Spakowałeś ekwipunek. Nie chcąc budzić żony ucałowałeś ją tylko na pożegnanie.
Nie zawiedziesz.
Sesja Warhammera
Anno Sigmari 2521... Jesień. Ze wschodu nadchodzą złe wieści. Mówią po wsiach, cichcem, by nie ściągnąć złego. Gadają o ogniu z północy, który spali wszystko i wszystkich i nawet Pan Nasz Sigmar nas nie ocali. Sam spłonie na popiół, który rozwieje się pod kopytami Legionu. Ale to wszystko jeszcze ciche. Jeszcze dalekie, zamglone i nierzeczywiste.
Krippestadt, mała wioska leżąca na południowy zachód od Delberz wydaje się zawieszona w innym, swoim świecie. To miejsce, otoczone zewsząd przez nieprzebyty brzozowy las, teraz pięknie ubrany w jesienną suknię.
Rządcą tej mieściny jest Karol von Bauzen, dojrzały, energiczny mężczyzna. Wywodzi się ze średniej szlachty, miasteczko i niewielki dworek przejął w spadku po wuju Sigrudzie.Dał się poznać jako sprawiedliwy, lecz surowy władca. Jego piękna córka, Ann weszła niedawno w wiek odpowiedni do zamążpójścia.
Zmierzch zmienia wszystko. Liście i drzewa, z malowniczego obrazu stają się przerażającym zwiastunem rychłej śmierci. Białe brzozy i wyschnięte liście, blade ciała i stygnąca krew. Przejmująca cisza zapanowała nad niewielką wioską. Ciemna linia pogrążonego w jesieni lasu zafalowała. Niedługo nadejdą pierwsze śniegi, trakty staną się nieprzejezdne.
Księżyce, pełne zimnego blasku z niemym spokojem oglądają świat. Wycie. Wilki i krzyk rozdzierający cisze. Wrzask agonii dochodzący z mgły. I Czerwona Matka, Bestia Krwi, rozrywająca kolejną zdobycz.
Niedługo spadną pierwsze śniegi... trakty staną się nieprzejezdne... Nikt nie umknie przed łowami Czerwonej Matki. A w lesie zapanuje biel i czerwień.
Jedni z was przybyli tu za pieniędzmi, inni już tu byli. Część z Was się zna. Niekoniecznie obchodzą Was losy wioski, niekoniecznie Wasze serca rusza żałobna pieśń płaczek. Ale jesteście połączeni Bestią.
Krippestadt, mała wioska leżąca na południowy zachód od Delberz wydaje się zawieszona w innym, swoim świecie. To miejsce, otoczone zewsząd przez nieprzebyty brzozowy las, teraz pięknie ubrany w jesienną suknię.
Rządcą tej mieściny jest Karol von Bauzen, dojrzały, energiczny mężczyzna. Wywodzi się ze średniej szlachty, miasteczko i niewielki dworek przejął w spadku po wuju Sigrudzie.Dał się poznać jako sprawiedliwy, lecz surowy władca. Jego piękna córka, Ann weszła niedawno w wiek odpowiedni do zamążpójścia.
Zmierzch zmienia wszystko. Liście i drzewa, z malowniczego obrazu stają się przerażającym zwiastunem rychłej śmierci. Białe brzozy i wyschnięte liście, blade ciała i stygnąca krew. Przejmująca cisza zapanowała nad niewielką wioską. Ciemna linia pogrążonego w jesieni lasu zafalowała. Niedługo nadejdą pierwsze śniegi, trakty staną się nieprzejezdne.
Księżyce, pełne zimnego blasku z niemym spokojem oglądają świat. Wycie. Wilki i krzyk rozdzierający cisze. Wrzask agonii dochodzący z mgły. I Czerwona Matka, Bestia Krwi, rozrywająca kolejną zdobycz.
Niedługo spadną pierwsze śniegi... trakty staną się nieprzejezdne... Nikt nie umknie przed łowami Czerwonej Matki. A w lesie zapanuje biel i czerwień.
Jedni z was przybyli tu za pieniędzmi, inni już tu byli. Część z Was się zna. Niekoniecznie obchodzą Was losy wioski, niekoniecznie Wasze serca rusza żałobna pieśń płaczek. Ale jesteście połączeni Bestią.
Sesja Neuroshimy
To miała być sekretna misja. Odszyfrowane dane z jednego schronu pozwoliły na odczytanie lokacji innego, dotąd nieodkrytego. - Podjechać, obadać i po cichu wrócić. - Kretyn, który to powiedział, powinien stać tu razem z nami.
W ciągu niespełna pięciu dni tu, piętnaście kilometrów od krateru Indianapolis, w samym środku pieprzonego gruzowiska wyrosło małe miasteczko. Blisko czterdzieści osób, każda jedna z obłędem poszukiwacza skarbów w oczach. Jeszcze nie dokopaliśmy się do wrót, a już mamy dwa trupy. Wszyscy myślą tylko, jak by tu wydymać resztę.
Padł strzał! Psiakrew, znowu się zaczyna...
W ciągu niespełna pięciu dni tu, piętnaście kilometrów od krateru Indianapolis, w samym środku pieprzonego gruzowiska wyrosło małe miasteczko. Blisko czterdzieści osób, każda jedna z obłędem poszukiwacza skarbów w oczach. Jeszcze nie dokopaliśmy się do wrót, a już mamy dwa trupy. Wszyscy myślą tylko, jak by tu wydymać resztę.
Padł strzał! Psiakrew, znowu się zaczyna...
Sesja Rzeczpospolita Odrodzona
Pół godziny temu Ruscy złapali Łącznika Wywiadu.
Za 2 godziny, jeniec dotrze do centrali GRU w okupowanym Tallinie
Za 3 godziny zacznie mówić.
3 godziny to sporo czasu dla Sekcji Zwiadu Taktyczno OpeRacyjnego Marynarki.
Nad Tallinem pogoda się psuje. Idzie SZTORM...
Za 2 godziny, jeniec dotrze do centrali GRU w okupowanym Tallinie
Za 3 godziny zacznie mówić.
3 godziny to sporo czasu dla Sekcji Zwiadu Taktyczno OpeRacyjnego Marynarki.
Nad Tallinem pogoda się psuje. Idzie SZTORM...
Sesja "Tajemnica zaginionego miasta"
Miejska dżungla Los Angeles,
Zielone piekło Ameryki Południowej,
24 godziny,
12 terrorystów,
1 drużyna,
Starożytne technologie, knowania współczesnych, mroczny sekret. Wybuchy, zaszyfrowane wiadomości, akcja, strzelaniny. „To będą pracowite 24 godziny...”
Sesja The Shadows of Yesterday
Zefir zeskoczył z konia zanim ten zdążył wyhamować pęd galopu. Wpadł do rzeki, amortyzując upadek i przeturlał się po nadbrzeżu, jednocześnie wyciągając miecz. Kiedy wstawał, ciął pierwszego strażnika, wysyłając w górę fontannę krwi.
- Zabić go - krzyknął przywódca rabusiów zanim krew zdążyła spaść w dół, barwiąc rzekę karmazynowo- To tylko jeden człowiek.
- Tak - pomyślał Zefir - A was jest tylko pięciu.
Krew opadła.- Czterech.
Ciął nisko, wkładając w to całą siłę ramion. Jeżeli Ci dwaj mieli by przeżyć, ta rana nie pozwoliła by im już nigdy parać się rabowaniem. Gdyby Ci dwaj mieli by przeżyć.
Zefir zasłonił się przed ciosem włóczni ciałem jednego z właśnie zabitych bandytów. Tylko koci refleks, szkolony od małego, pozwolił mu uchylić się przed rzuconym sztyletem. Jednak nie był niepokonany. Sztylet zamiast w głowę wbił mu się w pierś.
Herszt bandytów zamarł w pozycji rzutu. Po chwili stanął jednak spokojnie, widząc, że boleśnie zranił wojownika.Kiedy krew Zefira zaczęła kapać w nadbrzeżny piasek, wraz z włócznikiem, zaczęli szykować się do ataku z dwóch stron naraz.
Wtem, człowiek trzymający włócznię zabulgotał niczym kura podczas zarzynania. Herszt spojrzał się na swojego kompana. Potem na wystającą strzałę z jego gardła.
Zefir wiedział, że musi się spieszyć. Aylia była niedaleko, a wraz z nią On. Rozpędził się na oniemiałego Bandytę i i długim szczupakiem skoczył, uderzając go w pierś. Obaj runęli w dół wodospadu. Jeszcze zanim spadli podjęli walkę, którą na chwilę przerwał upadek do zbiornika poniżej.
Ponownie zwarli się w morderczym pojedynku, tym razem pod wodą. Po krótkiej szamotaninie, Herszt w pewnym momencie jakby o czymś sobie przypomniał i wyrwał sztylet z ciała wojownika. Utrata krwi, ból, zmęczenie trzy dniowym pościgiem odezwały się ze zdwojoną siłą.
Cios nie nadszedł. Zefir ze zdziwieniem patrzył na włócznie która z olbrzymią siłą przeszyła najpierw wodę a potem samego łotra. Zaraz potem jakaś postać zanurkowała w ślad za śmiertelnym pociskiem. Goblin chwycił
barbarzyńcę za rękę wyciągając go ku górze.
Korvelius wyciągając Zefira na skalisty brzeg patrzył ze wściekłością na lekkomyślnego młodzieńca.
-Nie... Nie musiałeś - zaczął - mnie ratować.
Goblin spojrzał się w górę wodospadu na Aylię. Pomachał jej, że wszystko w porządku. Pomachała mu łukiem, jakby pokazując ulgę.
-Człowieku, gdyby nie ona, poczekał bym aż tamten by Cię zabił. Pamiętaj o tym następnym razem, kiedy znowu zapragniesz ukraść mi moją ofiarę.
Goblin chwycił go w pół, wrzucił sobie na plecy i rozpoczął długą wspinaczkę w górę wodospadu.
-------
Phillipe Niszczyciela Świtu zazdrosnym okiem patrzył na posiadłości swojego sąsiada, Charlesa Zenitu. Niedawno wysłał oddział żołnierzy, aby zrobili wypad na granicę ich terenów by ukradli i spalili co tylko wpadnie im w oko. Z siedziby Phillipe do granicy jest dwa dni drogi piechotą.
Problem w tym, że oddział nie wrócił. Ostatnia wiadomość, jaka dotarła od udziału, to ta, informująca o założeniu obozowiska na noc w ruinach Iohnsgaard.
Chodzą plotki, że w ruinach zalęgły się przedziwne szczury, wielkości dziecka albo zgarbionego starca. Jednak Phillipe nie wierzy w byle bzdurę o jakiś zwierzakach. Węszy w tym działanie Charlesa. Organizuje drugą wyprawę, na której czele stanie on sam. W końcu, jeżeli chcesz zrobić coś dobrze, musisz zrobić to sam!
Postacie, które wezmą udział w przygodzie będą do wyboru z puli.
Raczej wszyscy będą wojownikami lub wojownikami-łotrzykami (Wiecie, Conan w sumie zajmował się często kradzieżą). Twoja postać może być częścią świty Philliphe, jednym z najemników, osobą powiązaną z kimś, kto był członkiem zaginionej wyprawy.
Jeżeli ktoś nie ma przeciwko, aby jego postać zaczynała sesje ranna, może wcielić się w któregoś z żołnierzy z poprzedniej wyprawy.
Nie ma żadnego problemu, aby postać była osobą lojalną Chalresowi. Czy to jako szpieg w szeregach Philliphe czy jako osoba, która wejdzie do akcji dopiero w Iohnsgaard.
- Zabić go - krzyknął przywódca rabusiów zanim krew zdążyła spaść w dół, barwiąc rzekę karmazynowo- To tylko jeden człowiek.
- Tak - pomyślał Zefir - A was jest tylko pięciu.
Krew opadła.- Czterech.
Ciął nisko, wkładając w to całą siłę ramion. Jeżeli Ci dwaj mieli by przeżyć, ta rana nie pozwoliła by im już nigdy parać się rabowaniem. Gdyby Ci dwaj mieli by przeżyć.
Zefir zasłonił się przed ciosem włóczni ciałem jednego z właśnie zabitych bandytów. Tylko koci refleks, szkolony od małego, pozwolił mu uchylić się przed rzuconym sztyletem. Jednak nie był niepokonany. Sztylet zamiast w głowę wbił mu się w pierś.
Herszt bandytów zamarł w pozycji rzutu. Po chwili stanął jednak spokojnie, widząc, że boleśnie zranił wojownika.Kiedy krew Zefira zaczęła kapać w nadbrzeżny piasek, wraz z włócznikiem, zaczęli szykować się do ataku z dwóch stron naraz.
Wtem, człowiek trzymający włócznię zabulgotał niczym kura podczas zarzynania. Herszt spojrzał się na swojego kompana. Potem na wystającą strzałę z jego gardła.
Zefir wiedział, że musi się spieszyć. Aylia była niedaleko, a wraz z nią On. Rozpędził się na oniemiałego Bandytę i i długim szczupakiem skoczył, uderzając go w pierś. Obaj runęli w dół wodospadu. Jeszcze zanim spadli podjęli walkę, którą na chwilę przerwał upadek do zbiornika poniżej.
Ponownie zwarli się w morderczym pojedynku, tym razem pod wodą. Po krótkiej szamotaninie, Herszt w pewnym momencie jakby o czymś sobie przypomniał i wyrwał sztylet z ciała wojownika. Utrata krwi, ból, zmęczenie trzy dniowym pościgiem odezwały się ze zdwojoną siłą.
Cios nie nadszedł. Zefir ze zdziwieniem patrzył na włócznie która z olbrzymią siłą przeszyła najpierw wodę a potem samego łotra. Zaraz potem jakaś postać zanurkowała w ślad za śmiertelnym pociskiem. Goblin chwycił
barbarzyńcę za rękę wyciągając go ku górze.
Korvelius wyciągając Zefira na skalisty brzeg patrzył ze wściekłością na lekkomyślnego młodzieńca.
-Nie... Nie musiałeś - zaczął - mnie ratować.
Goblin spojrzał się w górę wodospadu na Aylię. Pomachał jej, że wszystko w porządku. Pomachała mu łukiem, jakby pokazując ulgę.
-Człowieku, gdyby nie ona, poczekał bym aż tamten by Cię zabił. Pamiętaj o tym następnym razem, kiedy znowu zapragniesz ukraść mi moją ofiarę.
Goblin chwycił go w pół, wrzucił sobie na plecy i rozpoczął długą wspinaczkę w górę wodospadu.
-------
Phillipe Niszczyciela Świtu zazdrosnym okiem patrzył na posiadłości swojego sąsiada, Charlesa Zenitu. Niedawno wysłał oddział żołnierzy, aby zrobili wypad na granicę ich terenów by ukradli i spalili co tylko wpadnie im w oko. Z siedziby Phillipe do granicy jest dwa dni drogi piechotą.
Problem w tym, że oddział nie wrócił. Ostatnia wiadomość, jaka dotarła od udziału, to ta, informująca o założeniu obozowiska na noc w ruinach Iohnsgaard.
Chodzą plotki, że w ruinach zalęgły się przedziwne szczury, wielkości dziecka albo zgarbionego starca. Jednak Phillipe nie wierzy w byle bzdurę o jakiś zwierzakach. Węszy w tym działanie Charlesa. Organizuje drugą wyprawę, na której czele stanie on sam. W końcu, jeżeli chcesz zrobić coś dobrze, musisz zrobić to sam!
Postacie, które wezmą udział w przygodzie będą do wyboru z puli.
Raczej wszyscy będą wojownikami lub wojownikami-łotrzykami (Wiecie, Conan w sumie zajmował się często kradzieżą). Twoja postać może być częścią świty Philliphe, jednym z najemników, osobą powiązaną z kimś, kto był członkiem zaginionej wyprawy.
Jeżeli ktoś nie ma przeciwko, aby jego postać zaczynała sesje ranna, może wcielić się w któregoś z żołnierzy z poprzedniej wyprawy.
Nie ma żadnego problemu, aby postać była osobą lojalną Chalresowi. Czy to jako szpieg w szeregach Philliphe czy jako osoba, która wejdzie do akcji dopiero w Iohnsgaard.
Sesja Warhammera na Starym Porcie pod Dodo...
Lekko zwiędła róża (Warhammer)
Nazywam się Ardo z Traxu i jestem obecnie opatem San Bernardo w Turei. U zmierzchu życia mego w sercu tkwi ciągle nadzieja, iż doznam ukojenia - w boginii majestacie miłosierdzia i łaskawości - za grzechy, które popełniłem i które być może doprowadziły do owej potwornej tragedii. Na mojej ubogiej duszy tkwi cień, który przypomina się mi ilekroć zabrzmią dzwony Komplety. Przypomina o owej strasznej nocy, kiedy zrozumiałem sens słów: Dies Irae, Dni Gniewu.
Było to Roku XXXX w położonej na północ prowincji Vergell. Nie miała ona zbyt dobrej opinii zarówno w oczach Zgromadzenia jak i ludzi świeckich. Leżała bowiem zbyt blisko Pogranicza, a stamtąd tylko o krok było do księstw Are'va'erel, elfów z Białych Gór, ostatnich którzy nie odeszli ze Starego Świata
Ludzie w Avatell często powiadali: "Udaj się do Vergell, a zobaczysz tam jeno: wiosną deszcz, latem deszcz, jesienią deszcz, a zimą śnieg i mróz. I oprócz stromych gór na wschodzie i trudnodostępnych lasów pełnych mrocznych stworzeń jest to jedyne urozmaicenie tej krainy".
Osad nie było zbyt wiele, a istniejące (w większości otoczone palisadami) miały często własne strażnice i stacjonujące tam oddziały wojska. Stolica prowincji - miasto Ereget - również nie należała do zbyt okazałych. Ludzie żyli tu prosto, a niepewne czasy powodowały, że byli dość oschli w kontaktach z przyjezdnymi. Powiadano też, że nie znają się na zabawie. Nie była to rzecz jasna prawda, ale nawet tamtejsza szlachta była dość surowa w obejściu i nie znała - ani też nie szukała - zbyt wygórowanych rozrywek. Tak by przynajmniej powiedziano na Złotym Dworze.
Ale może choć i prosta, to kraina była bogata i łaskawym okiem patrzył na nią Cesarz. Tylko tu bowiem rosły i tylko tu uprawiano specjalne gatunki drzew używanych potem do budowy statków i okrętów cesarskiej floty. Możliwość zdobycia szybkiej fortuny i sławy w nierzadkich potyczkach przyciągała uwagę wielu ludzi - od kupców zacząwszy, na młodej szlachcie skończywszy. Była też jednak krainą srogą, ponurą, pokrytą ciemną i gęstą puszczą, zasłoniętą oparami mgły bądź rozmiękłą w strugach deszczów. Była prawdziwą próbą ludzkich charakterów. Tu wytrwać mogli jedynie twardzi, inni musieli odjechać lub być jej ofiarą.
Eryk Laverde był człowiekiem o nienajlepszej opinii. Co prawda nie należy źle mówić o zmarłych, gwoli sprawiedliwości jednak należy o tym wspomnieć. Choć za młodu przystojny, wobec dam był gburowaty, oschły dla otoczenia i rodziny. Przeważnie milczał, skrywał pochmurne myśli. Ceniono go bardzo i liczono się
z nim. Jego rycerska sława i żołnierskie zdolności były szeroko znane, oddał bowiem cesarstwu niezliczone przysługi. Wypadek na polowaniu sprawił jednak, że utracił władzę nad swym ciałem, a choroba bezwładu powoli opanowywała również i umysł. Mimo iż Los obdarzył go dziećmi, nie potrafił czerpać z myśli tej radości. Może wtedy losy potoczyłyby się inaczej. Któż to może wiedzieć.
Jako już wspomniałem, Eryk Laverde miał dwie córki: Melissę i Alinę, obie o niespodziewanej wręcz urodzie, i syna Albrechta. Żona jego, Marianne z Loxerfer, odeszła z tego świata (niech Morr przyjmie jej duszę) wydając na świat dziecko, któremuż jednak nie dane było zaznać szczęścia na tym padole. Umarło w kwartę po matce. Dano mu imię po ojcu Eryka, mianowicie Rudolf. Melissa, niewinne dziecko, liczyła sobie trzynaście wiosen, ale widać było, iż niedługo wyrośnie na piękny kwiat. Po matce odziedziczyła usposobienie wesołe i radosne, po ojcu zaś ów charakterystyczny kolor włosów, który tu w Turei określamy mianem czerwonego płomienia. Alina zaś wprost przeciwnie: po matce włosy kasztanowe, po ojcu charakter milczący i nostalgiczny. Liczyła sobie wiosen dwadzieścia i trzy. Albrecht natomiast, mimo iż młody i porywczy zdobywał powoli sławę znakomitego rycerza.
Tak oto zaczyna się owa smutna historia... Był piąty tydzień Lammnos na terenie włości Eryka Laverde...
Wybaczcie nam.
Oto opowieść o miłości i zdradzie, zbrodni i karze, klątwie i braku przebaczenia. nie jest przeznaczona dla typów spod znaku topora, topora i tylko topora.
Nazywam się Ardo z Traxu i jestem obecnie opatem San Bernardo w Turei. U zmierzchu życia mego w sercu tkwi ciągle nadzieja, iż doznam ukojenia - w boginii majestacie miłosierdzia i łaskawości - za grzechy, które popełniłem i które być może doprowadziły do owej potwornej tragedii. Na mojej ubogiej duszy tkwi cień, który przypomina się mi ilekroć zabrzmią dzwony Komplety. Przypomina o owej strasznej nocy, kiedy zrozumiałem sens słów: Dies Irae, Dni Gniewu.
Było to Roku XXXX w położonej na północ prowincji Vergell. Nie miała ona zbyt dobrej opinii zarówno w oczach Zgromadzenia jak i ludzi świeckich. Leżała bowiem zbyt blisko Pogranicza, a stamtąd tylko o krok było do księstw Are'va'erel, elfów z Białych Gór, ostatnich którzy nie odeszli ze Starego Świata
Ludzie w Avatell często powiadali: "Udaj się do Vergell, a zobaczysz tam jeno: wiosną deszcz, latem deszcz, jesienią deszcz, a zimą śnieg i mróz. I oprócz stromych gór na wschodzie i trudnodostępnych lasów pełnych mrocznych stworzeń jest to jedyne urozmaicenie tej krainy".
Osad nie było zbyt wiele, a istniejące (w większości otoczone palisadami) miały często własne strażnice i stacjonujące tam oddziały wojska. Stolica prowincji - miasto Ereget - również nie należała do zbyt okazałych. Ludzie żyli tu prosto, a niepewne czasy powodowały, że byli dość oschli w kontaktach z przyjezdnymi. Powiadano też, że nie znają się na zabawie. Nie była to rzecz jasna prawda, ale nawet tamtejsza szlachta była dość surowa w obejściu i nie znała - ani też nie szukała - zbyt wygórowanych rozrywek. Tak by przynajmniej powiedziano na Złotym Dworze.
Ale może choć i prosta, to kraina była bogata i łaskawym okiem patrzył na nią Cesarz. Tylko tu bowiem rosły i tylko tu uprawiano specjalne gatunki drzew używanych potem do budowy statków i okrętów cesarskiej floty. Możliwość zdobycia szybkiej fortuny i sławy w nierzadkich potyczkach przyciągała uwagę wielu ludzi - od kupców zacząwszy, na młodej szlachcie skończywszy. Była też jednak krainą srogą, ponurą, pokrytą ciemną i gęstą puszczą, zasłoniętą oparami mgły bądź rozmiękłą w strugach deszczów. Była prawdziwą próbą ludzkich charakterów. Tu wytrwać mogli jedynie twardzi, inni musieli odjechać lub być jej ofiarą.
Eryk Laverde był człowiekiem o nienajlepszej opinii. Co prawda nie należy źle mówić o zmarłych, gwoli sprawiedliwości jednak należy o tym wspomnieć. Choć za młodu przystojny, wobec dam był gburowaty, oschły dla otoczenia i rodziny. Przeważnie milczał, skrywał pochmurne myśli. Ceniono go bardzo i liczono się
z nim. Jego rycerska sława i żołnierskie zdolności były szeroko znane, oddał bowiem cesarstwu niezliczone przysługi. Wypadek na polowaniu sprawił jednak, że utracił władzę nad swym ciałem, a choroba bezwładu powoli opanowywała również i umysł. Mimo iż Los obdarzył go dziećmi, nie potrafił czerpać z myśli tej radości. Może wtedy losy potoczyłyby się inaczej. Któż to może wiedzieć.
Jako już wspomniałem, Eryk Laverde miał dwie córki: Melissę i Alinę, obie o niespodziewanej wręcz urodzie, i syna Albrechta. Żona jego, Marianne z Loxerfer, odeszła z tego świata (niech Morr przyjmie jej duszę) wydając na świat dziecko, któremuż jednak nie dane było zaznać szczęścia na tym padole. Umarło w kwartę po matce. Dano mu imię po ojcu Eryka, mianowicie Rudolf. Melissa, niewinne dziecko, liczyła sobie trzynaście wiosen, ale widać było, iż niedługo wyrośnie na piękny kwiat. Po matce odziedziczyła usposobienie wesołe i radosne, po ojcu zaś ów charakterystyczny kolor włosów, który tu w Turei określamy mianem czerwonego płomienia. Alina zaś wprost przeciwnie: po matce włosy kasztanowe, po ojcu charakter milczący i nostalgiczny. Liczyła sobie wiosen dwadzieścia i trzy. Albrecht natomiast, mimo iż młody i porywczy zdobywał powoli sławę znakomitego rycerza.
Tak oto zaczyna się owa smutna historia... Był piąty tydzień Lammnos na terenie włości Eryka Laverde...
Wybaczcie nam.
Oto opowieść o miłości i zdradzie, zbrodni i karze, klątwie i braku przebaczenia. nie jest przeznaczona dla typów spod znaku topora, topora i tylko topora.
Sesja Nid, czyli Houses of the Blood
ajnowsza duża gra Johna Wicka, autora 7th Sea i Legendy Pięciu Kręgów. Sam autor mówi, że jest to jego odpowiedź na D&D. W języku ven, słowa "miłość" i "zemsta" różnią się tylko wymową, a znaczeniem słowa "przyjaciel" jest: osoba która mnie jeszcze nie zdradziła. Wyobraź sobie L5K na sterydach - świat, w którym Skorpiony to małe dzieci. Lub 7th Sea rządzone w całości przez Vodacce. To właśnie Houses of the Blooded.
Subskrybuj:
Posty (Atom)